Dom kobiet. O Annie Porębowiczowej raz jeszcze

Kilka tygodni temu opublikowałam artykuł o nieistniejącej kamienicy przy ul. 3 Maja 15 w Sosnowcu (https://klubzaglebiowski.wordpress.com/2020/11/20/historia-jednej-kamienicy-dom-porebowiczowej-w-sosnowcu/). Po jego przeczytaniu napisała do mnie Anna Engelking, praprawnuczka właścicielki domu, Anny Porębowiczowej, uzupełniając informacje o których pisałam i dorzucając garść nowych, zupełnie nieznanych. I tak powstał ten oto artykuł. Zapraszam do lektury o fascynujących dziejach domu, rodziny, o parówkach z Katowic i wielu innych ciekawostkach.

I. O rodzinie właścicielek kamienicy

Pierwsze pokolenie rodziny Porębowiczów związane z Sosnowcem to główna bohaterka tej opowieści, Anna Zofia Sommerfeldt (Porębowiczowa; ur. 7.06.1834 w Warszawie, zm. 14.02.1925 w Sosnowcu) i jej mąż Władysław Julian Porębowicz (ur. 24.05.1833 we wsi Harta w Sanockiem, zm. 29.11.1882 w Sosnowcu). Małżeństwo zawarli 28.07.1860 w Warszawie, w parafii św. Andrzeja. Z metryki ślubu wynika, że Władysław był obywatelem państwa austriackiego, komisantem handlowym. W momencie ślubu mieszkał we wsi Sosnowcu w powiecie olkuskim guberni radomskiej. Tam też mieszkał świadek ślubu, Karol Tokarski (szwagier Porębowiczów, mąż Heleny Sommerfeldt, starszej siostry Anny). Zapowiedzi ogłoszono również w kościele w Czeladzi.

Niewątpliwie Władysław prowadził w Sosnowcu swoje interesy (nie wiemy, jakie; prawdopodobnie wiązały się z handlem węglem), być może wspólnie z przyszłym szwagrem. Po ślubie Porębowiczowie zamieszkali jednak w Warszawie, przy Senatorskiej 470, w tym samym domu co rodzice Anny. Tu przychodzi na świat najstarszy syn Edward. Ze źródeł wynika, że niezależnie od adresu sosnowieckiego figurującego w metryce ślubu, Władysław Porębowicz, subiekt handlowy, mieszkał wcześniej w Warszawie przy Miodowej 495 („Skorowidz mieszkańców Warszawy”, 1854). Ponieważ ojciec Anny, Jan Fryderyk Sommerfeldt, kupiec pochodzący z Torunia, prowadził sklep z zabawkami przy Senatorskiej 470, a matka Julianna z Rzętkowskich magazyn strojów damskich przy Miodowej 496, trzeba założyć, że młody Władysław poznał rodzinę przyszłej żony i ją samą, pracując i mieszkając w ich środowisku.

W kontekście obecności Porębowiczów w Sosnowcu ważny wydaje się szwagier, Karol Teodor Tokarski (1822-1877), komisant handlowy, urodzony w Gostyninie, zamieszkały we wsi Granica parafii Zagórze (jak wynika z metryki jego ślubu z Heleną Sommerfeldt w 1856 r. w Warszawie). W momencie ślubu Porębowiczów Tokarski mieszkał we wsi Sosnowcu. Porębowiczów i Tokarskich oprócz więzów rodzinnych musiały więc też najprawdopodobniej łączyć interesy. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że z kolei zgłoszenie o śmierci Władysława Porębowicza (w 1882 roku) złożył syn Karola Teodora, Jan Karol Tokarski (1857–?), urzędnik drogi żelaznej zamieszkały w Sosnowcu.

Nie znamy dokładnej daty zamieszkania Porębowiczów w Sosnowcu. Ale ponieważ ich pierwszy syn urodził się w 1862 roku w Warszawie, a drugi w 1863 roku w Granicy, należy przyjąć, że rodzina przeniosła się tutaj na stałe najwcześniej w 1862 roku, najpóźniej w 1863. W tym kontekście ciekawy jest też przekaz tradycji rodzinnej, mówiący, że w czasie powstania styczniowego Anna Porębowiczowa zaopatrywała przebywających w lesie powstańców w prowiant.

I jeszcze słowo o Sommerfeldtach. „Osiadła niegdyś w Gdańsku rodzina holenderska”, jak podaje biogram Edwarda Porębowicza w Polskim Słowniku Biograficznym, to raczej fakt należący do legendy rodzinnej niż do historii. Według naszych (tzn. moich i innych członków rodziny) najnowszych dociekań Gdańsk okazuje się raczej Toruniem, a Holandia po prostu Pomorzem. Sommerfeldtowie byli rodziną ewangelicką pochodzącą z Prus. Ojciec Anny, żeniąc się w Warszawie w 1828 roku, przeszedł na katolicyzm.

Do drugiego pokolenia rodziny należało troje dzieci Anny i Władysława. Byli to:

  1. Edward Franciszek Porębowicz, ur. 20.02.1862 w Warszawie, zm. 24.08.1937 we Lwowie;
  2. Ignacy Józef Porębowicz, ur. 31.07.1863 we wsi Granica, zm. 24.06.1893 w Rabce;
  3. Antonina Julia Józefa Porębowicz (Gostomska), ur. 13.11.1865 w Sosnowcu, zm. 5.05.1938 w Sosnowcu.

    Ad 1. Podana w Polskim Słowniku Biograficznym informacja, że „Porębowiczowie pochodzili z Nowogródczyzny. Józef Porębowicz, ojciec Władysława, brał udział w powstaniu listopadowym na Litwie”, wymaga komentarza. Podczas rodzinnych badań genealogicznych nie dotarliśmy do żadnych dokumentów, które mogłyby zweryfikować te informacje. Tak więc zarówno pochodzenie rodziny Porębowiczów (nazwisko to występowało też w Słowacji), jak i udział Józefa Porębowicza w powstaniu nie są pewne. Edward i Ignacy uczyli się w gimnazjum w Tarnowie. Naszym zdaniem dlatego, że rodzice, chcąc im zapewnić polską edukację, wybrali Tarnów (a nie Kraków), ponieważ ich dziadek był zarządcą majątków w kluczu tarnowskim Sanguszków; bliskość dziadków dawała chłopcom bezpieczne zaplecze organizacyjne i emocjonalne.

    Ad 2. Używał imienia Ignacy, w przekazie rodzinnym występuje jako Ignacy Józef (portal geneteka.genealodzy.pl podaje odwrotną kolejność jego imion). Ukończył medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był lekarzem zdrojowym w Rabce. Zmarł bardzo młodo, pamięć o przyczynie jego śmierci się nie zachowała. Nie założył rodziny. Jego grób istnieje do dzisiaj, zdjęcie widnieje pod linkiem: https://genealogia.okiem.pl/foto2/displayimage.php?pid=143577. Biogram Ignacego Porębowicza można znaleźć w Słowniku lekarzy polskich XIX wieku.

    Ad 3. Antonina Porębowicz, wykształcona pianistycznie, przebywała też w Wiedniu, gdzie brała lekcje u słynnego Teodora Leszetyckiego (który był także nauczycielem Paderewskiego). W 1896 r. roku poślubiła (w Czeladzi) Antoniego Gostomskiego (ur. 13.06.1859 w Warszawie, zm. 21.11.1921 w Sosnowcu), urzędnika kolei warszawsko-wiedeńskiej. Gostomski pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej z Kaszub, która z początkiem lat dwudziestych XIX wieku osiadła w Warszawie i zasiliła szeregi tworzącej się warstwy inteligenckiej. Ojciec Antoniego, Adam Anastazy Gostomski (1822–1892), był już warszawskim urzędnikiem.
Antonina Gostomska.
Zdjęcie ze zbiorów rodziny Engelkingów

Trzecie pokolenie związane z sosnowiecką kamienicą to syn Edwarda oraz dzieci Antoniny.

1. Stefan Porębowicz (1904-1984) był jedynym dzieckiem Edwarda i Marii z Wolskich. Z tej linii żyje wnuk Stefana, mieszkający w Warszawie.
2. Antonina i Antoni Gostomscy mieli troje dzieci.

  • Zygmunt Ignacy Gostomski urodził się 2.05.1897 w Sosnowcu, zmarł w 1966 r. w Mexico City. Studiował w konserwatorium w Warszawie w klasie skrzypiec oraz na WSH. Pracował w dyplomacji, był wicekonsulem w Hawrze. Po zajęciu Francji przez Niemców organizował ewakuację wojska polskiego z Francji do Anglii. Następnie Rząd RP na uchodźstwie mianował go konsulem w Meksyku. Tam pozostał do śmierci. Dzieci nie miał.
  • Adam Bolesław Gostomski urodził się 22.07.1899 w Sosnowcu, zmarł 22.01.1989 r. w Springfield, Missouri w USA. Skończył WSH. Po studiach wyjechał na stypendium do Nowego Jorku i w Stanach Zjednoczonych pozostał do śmierci. Pracował w Biurze Badania Koniunktur Światowych, w czasie wojny przygotowywał plany ekonomicznej odbudowy Europy. Bezpośrednio po wojnie działał w misji UNRRA w Berlinie. Dzieci nie miał.
  • Antonina Gostomska (Engelkingowa, II voto Janaszewska) urodziła się 13.06.1903 w Aleksandrowie Kujawskim. (Antoni Gostomski, jej ojciec, przez jakiś czas pracował w Aleksandrowie, na tamtejszej stacji granicznej. Po kilku latach rodzina wróciła do Sosnowca). Zmarła 27.11.1986 w Warszawie. Ukończyła sosnowiecką Szkołę Realną Żeńską Heleny Rzadkiewiczowej, przez jakiś czas pracowała w Banku Handlowym w Sosnowcu. W 1928 roku wyszła za mąż za Edwarda Engelkinga (ur. 4.02.1891 w Oryszewie w pow. sochaczewskim, zm. 26.12.1941 w Sosnowcu), rotmistrza 15 pułku ułanów poznańskich, pochodzącego z osiadłej w Królestwie Polskim rodziny niemieckich rzemieślników. Po wojnie poślubiła Tadeusza Janaszewskiego (1890-1966), śląskiego farmaceutę. Antonina Engelkingowa miała dwóch synów, jednego wnuka i cztery wnuczki. Dziś mieszkają w Warszawie i okolicach. Ja jestem jej najstarszą wnuczką.

II. Co wiemy o domu?

Tu znowu trzeba sprostować informacje z biogramu Edwarda Porębowicza w PSB. Ponieważ zachowały się akta kupna domu i niektóre dokumenty z lat późniejszych, mamy do tego podstawy źródłowe. Władysław Porębowicz nie zbudował domu przy ul. Kolejowej; w 1873 roku dom został przez niego kupiony od Jana hrabiego Renarda, właściciela dóbr Sielec, zamieszkałego w Prusach. Cena wynosiła 6500 rubli srebrem. Jak wynika z dokumentów, Porębowicz zapłacił 3000 rubli, reszta została zabezpieczona na nieruchomości. Porębowicz był wówczas „kupcem pierwszej Gildii, obywatelem Państwa Austryackiego, w osadzie Sosnowcu powiecie Bendińskim Gubernii Petrokowskiej za paszportem mieszkającym”. Nieruchomość, którą nabył, nie ma jeszcze adresu. Opisana jest następująco: „nieruchomość numerem policyjnym 48 oznaczona, w granicach pomiędzy ulicą dojazdową do stacyi drogi żelaznej z jednej, realnością Wilhelma Meyerholda z drugiej, drogą żelazną boczną ku kopalni Hrabiego Renarda prowadzącą z trzeciej i realnością Remigiusza Brzostowicza z czwartej strony sytuowana, a z domu murowanego frontowego z facyatą na piętro i mieszkaniami pod strychem, tudzież z oddzielnego zabudowania drewnianego gospodarczego w podwórzu znajdującego się, jak niemniej z placu pod tem wszystkiem rozległości prętów 152 obejmującego składająca się”.

Co ciekawe, w 1875 roku Porębowicz odsprzedał dom Karolowi Krusowi, „Zawiadowcy Stacyi drogi żelaznej”, a rok później, w 1876 roku, odkupiła go od Krusa za 7000 rubli Anna Porębowiczowa (6500 i 500 odstępnego, przy czym 6000 rubli pożyczyła od Karola Scheiblera, znanego przemysłowca z Łodzi, co potem przez długie lata spłacała). Możliwość odkupienia była zastrzeżona w umowie z Krusem z 1875 roku. Nie wiadomo, jakie uwarunkowania finansowe rodziny stały za tak nieprostą historią nabycia domu. Wiadomo natomiast, że Anna Porębowiczowa stała się wówczas „zupełną, bezwarunkową i niczem na przyszłość nieograniczoną właścicielką nabytej przez nią od Karola Krusa nieruchomości”. Była także, siłą rzeczy, właścicielką wybudowanej w latach 90. XIX wieku trzypiętrowej oficyny. Jeden z zachowanych aktów mówi, że w 1898 roku sprzedała Janowi Meyerholdowi za 1200 rubli „używalność całej tylnej ściany oficyny swojej, graniczącej z posessyą p. Meyerholda”.

W artykule Historia jednej kamienicy czytamy: „Władysław zmarł dość wcześnie, bo już w 1882 roku. I to pewnie stąd utarło się mówić dom Porębowiczowej, bo Anna Porębowiczowa zarządzała nim długo sama”. Taką hipotezę narzuca nam nasza wiedza o rzeczywistości historycznej, ale tymczasem tu mamy do czynienia z przypadkiem nietypowym. Z najciekawszym, jak myślę, elementem całej historii: dom był od początku własnością Anny. Co więcej, w kolejnych pokoleniach przechodził także w ręce kobiet. Kolejnymi jego właścicielkami były Antonina Gostomska (córka Anny) i Antonina Engelkingowa (wnuczka Anny). Tak więc przez około sto lat pozostawania w rodzinie dom był przekazywany w linii żeńskiej. Był domem kobiet.

Z dokumentów wynika, że w 1911 roku Anna Porębowiczowa darowuje dom córce Antoninie i razem spłacają syna i brata, Edwarda, mieszkającego już wtedy we Lwowie. Dom staje się „posesyą Pani Gostomskiej”. Z kolei w 1936 roku Antonina Gostomska darowuje pół domu córce Antoninie i po ćwierci synom Zygmuntowi i Adamowi. Domem zaczyna zarządzać Antonina Engelkingowa, od początku też w imieniu przebywających za granicą braci, którzy do kraju już nie wrócą.
Nieruchomość przy ul. 3 Maja 15 obejmowała wtedy „plac o przestrzeni 2944,59 m2 oraz parterowy dom z wykształconym poddaszem od frontu, trzechpiętrową oficynę murowaną i jednopiętrowy domek (oficynę w podwórzu)”. W oficynie, na pierwszym piętrze, mieszkała rodzina właścicielek. Domek w podwórzu wynajmowała restauracja „Adria”; była tam pralnia, mieszkanie praczki i składzik na drewno opałowe. Na wprost bramy stał też drugi domek, drewniany, który mieścił zakład fotolitograficzny Celestyna Przytulskiego. Przed samą wojną na parterze oficyny mieściły się magazynek Altmana i Towarzystwo Lekarzy Sosnowieckich, na trzecim piętrze salon kosmetyczny „Uroda” pani Wnukowej (jeszcze krótko po wojnie), w domu „Adrii”, od strony Meyerholdów, sklep z materiałami piśmiennymi Hlawskiego.

W 1940 roku dom rekwirują Niemcy. Antonina Engelkingowa z mężem i synami przeprowadza się do trzypokojowego mieszkania przy ulicy Miłej 8 (obecnie Kiepury); w jednym pokoju mieszka sublokator. Po śmierci męża w grudniu 1941 roku przenosi się na ulicę Zygmunta 1, do półtora pokoju bez kuchni i łazienki w domu dorożkarzy Jaroszków. Od stycznia-lutego 1945 w przedwojennym mieszkaniu właścicielki domu mieści się PUR (Państwowy Urząd Repatriacyjny). Dopiero w roku 1946 udaje się jej odzyskać w nim trzy pokoje – bez kuchni, ale z łazienką; dwa pokoje z kuchnią, ale bez łazienki, dostają repatriantki ze Lwowa: Zofia Krasińska, nauczycielka gimnastyki w gimnazjum Emilii Plater, z ciotką. W tej konfiguracji sąsiedzkiej Antonina Engelkingowa (od 1948 roku Janaszewska) z rodziną mieszka do wyburzenia domu.

Zygmunt i Adam Gostomscy zrzekają się swoich części nieruchomości na rzecz siostry w latach sześćdziesiątych, za pośrednictwem ambasad PRL w Meksyku i Stanach Zjednoczonych, do których zwrócił się sosnowiecki magistrat. Właścicielce groziło wywłaszczenie „ze względu na dobro społeczne”; ostatecznie udało się go uniknąć. Na przełomie lat 60. i 70. Antonina Janaszewska w zamian za przeznaczone do rozbiórki dom i oficynę otrzymuje 49-metrowe mieszkanie w nowym bloku przy ul. Cedlera oraz wypłacaną przez kilka lat rekompensatę. Dom postanowiono wyburzyć, bowiem powstał plan zagospodarowania przestrzennego, w którym jednopiętrowa stuletnia kamienica nie pasowała do głównej ulicy, mającej być wizytówką miasta. Przy czym dom był w dobrym stanie, problemy sprawiał jedynie przeciekający dach oficyny, z którym właścicielka miała dużo kłopotu, ponieważ koszty remontu były wysokie, a czynsze symboliczne.

*

Czy Annę Porębowiczową „z powodzeniem można nazwać pierwszą sosnowiecką bizneswoman” i czy „z najmu lokali czerpała wielkie profity”? O „profitach” nic konkretnego dzisiaj nie wiadomo, można tylko stwierdzić, że na wysokość dochodu miała wpływ dynamika wydarzeń historycznych. Przed samą wojną na parterze oficyny był wciąż magazynek Altmana i Towarzystwo Lekarzy Sosnowieckich, na trzecim piętrze salon kosmetyczny „Uroda” pani Wnukowej (jeszcze krótko po wojnie), w domu Adrii, od strony Meyerholdów, sklep z materiałami piśmiennymi Hlawskiego.

Oto, co pisze o Babci i jej domu w swoich (niepublikowanych) wspomnieniach jej wnuk, Adam Gostomski:
„Babcia nie była bogata, ale widocznie była dobrze usytuowana, sądząc z jej posiadłości w Sosnowcu, która stała w najlepszym punkcie głównej ulicy. W owych czasach w mniejszych miastach zamożniejsi obywatele zwykle budowali jednopiętrowe domy otoczone ogrodem i oddzielone od ulicy ornamentowanym płotem żelaznym. Taka była też Babci rezydencja. Na lewo i prawo stały bardziej imponujące domy dwóch sosnowieckich «milionerów», Reicherów i Oppenheimów, z którymi Babcia była w przyjaźni. Jej front miał może jakie 50 kroków, a obydwa boki posiadłości były mniej więcej trzy razy dłuższe. W tyle za domem był duży ogród z kwiatami i jarzynami, gdzie Babcia lubiła pracować.
Adwent Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, gdzieś pod koniec XIX-go wieku, zrewolucjonizował życie w Sosnowcu, który zaczął rosnąć szybko. Nie wiem dokładnie, kiedy parter domu Babci (który znalazł się akurat vis-à-vis nowego dworca) został przemieniony na cukiernię i Babcia przeniosła się na górę. Jednocześnie płot i ogród frontowy były zlikwidowane na rzecz szerszego trotuaru. Myślę, że to się stało wkrótce po małżeństwie Matki, bo mój ojciec był bardzo przedsiębiorczy i pewnie widział finansowe możliwości takiej zmiany. Ale to był tylko początek. […] Podsłyszałem rozmowy, często bardzo ożywione, czasem widocznie sporne, nawet płaczliwe, w związku z życzeniami cukierni (która była i restauracją) rozszerzenia jej obszaru przez zbudowanie dużej werandy, zamkniętej i pod dachem, od frontu domu. Babcia walczyła, żeby do tego nie dopuścić, ale w końcu uległa ojcu. Naturalnie, to się trochę odbiło na Mamusi. Ojciec również projektował jednoczesne zbudowanie oficyny w tyle, na biura i mieszkania – miała mieć parter i trzy piętra. Babcia broniła swego ogrodu, choć już mając blisko 80 lat nie mogłaby w nim wiele dłużej pracować. To był raczej smutny okres dla nas w Sosnowcu, ale widocznie trzeba było uchylić się przed «postępem». […]
Pamiętam jeszcze mieszkanie Babci nad cukiernią. Poznałem też tam jednego dnia jej brata, który przyjechał z wizytą. Miał brodę i nie lubił dzieci, tylko ciągle czytał. […] Z tego czasu pamiętam dobrze jeden szczegół – trudno by mi było go zapomnieć. Dostałem na imieniny, czy na gwiazdkę, książkę od Babci – pierwszą prawdziwą książkę do czytania. Jej tytuł był «Olszynka Grochowska»”.
Dalej, opowiadając o latach I wojny światowej, Adam pisze: „Ruble rosyjskie znikły z cyrkulacji i ktoś miał natchnienie zastąpienia ich bonami, które wszyscy duzi pracodawcy, jak kopalnie i fabryki, drukowałyby na wypłatę robotnikom. Doszło do tego, że nawet nasza cukiernia drukowała swoje pieniądze. Oczywiście to spowodowało galopującą inflację cen, aż centralna administracja niemiecka wydała marki i wycofała te bony. Ale szkoda była zrobiona, przy czym każda wojna wywołuje inflację. Zaprowadzono «opiekę lokatorów», to znaczy zamrozili czynsze, i właściciele domów, jak mój ojciec, stali się biedakami. Cukiernia płaciła trochę jedzeniem, ale bardzo marnym i skąpym. […] Ojciec dostał emeryturę, ale jej wartość nabywcza była teraz bardzo mała. Jednym słowem, musieliśmy zacisnąć pasa. Zlikwidowaliśmy mieszkanie i przeprowadziliśmy się do wspomnianej wcześniej oficyny, mieszkając teraz z Babcią, która miała dwa pokoje, a my trzy i kuchnię. Babci fundusze też się skończyły. […] Chcę wspomnieć parę słów o naszej Babci, z którą teraz nasza rodzina mieszkała. Na swój wiek, wówczas blisko dziewięćdziesięciu lat, trzymała się bardzo dobrze. Odczuwała, oczywiście, brak dobrych rzeczy do jedzenia, których nie można było dostać, ale nie narzekała. Choć oczy już jej nie dopisywały, czytała dużo, chociaż głównie jednym okiem. Była bardzo dobrze poinformowana o wszystkim, co się działo na świecie. Lubiła, jak jej czytałem komunikaty z frontów. Również posiadała jakąś wrodzoną mądrość, niemal jak gdyby wróciła z przyszłości. Pamiętam raz, gdy siedzieliśmy przy stole, Babcia weszła na temat wszechświata i z czego jest zrobiony. «Patrzcie na ten stół – mówiła – to jest wszystko elektryczność». (Na co Zygmuś i ja wsunęliśmy się pod stół, umierając ze śmiechu). I to było w czasie, kiedy mój nauczyciel chemii uczył nas, że atom już absolutnie nie może być dalej podzielony! Co za wielka kobieta! […]
W styczniu tego roku Prezydent Wilson ogłosił warunki pokoju w swoich 14 punktach, z których ostatni był «niezależna Polska z dostępem do morza». Nasza Babcia wielbiła go. Miała jego fotografię wyciętą z gazety i mówiła do mnie: «Patrz na tą dobrą, szlachetną, mądrą twarz!»”.
Ostatni fragment o Annie Porębowiczowej we wspomnieniach Adama odnosi się do roku 1922: „Ja byłem kilka razy na tydzień w Katowicach, gdzie już było po pomyślnym plebiscycie, ale Górny Śląsk nie był jeszcze pod władzą polską i jeszcze był oddzielony od reszty kraju granicą celną. […] Dlatego sklepy w Katowicach były o wiele lepiej zaopatrzone niż nasze i ceny były niższe. Przynosiłem do domu różne rzeczy do jedzenia, których nie można było dostać u nas, między innymi rzeczy, za którymi Babcia przepadała, jak prawdziwy ser szwajcarski, dobra wędlina, parówki, pumpernickel, pomarańcze i wiele innych. Babcia jeszcze sama sobie robiła musztardę podług własnego przepisu. Trzymała ją w dużym kryształowym słoju, i delikatnie trzymając gorącą parówkę w ręku, maczała ją w tej musztardzie. Zakończywszy to serem szwajcarskim, prawdziwą kawą i jakimś owocem, była w siódmym niebie. Kochana Babcia do tego czasu znosiła ciężkie trybulacje wojny bez słowa skargi. Była niesłychanie mądra i dzielna. Pomimo że już przekroczyła 90 lat życia, jej umysł był żywy i otwarty. Co dzień czytała (jednym okiem) całą gazetę, interesując się wszystkim i nawet wycinając nowele czy powieści, które wówczas były drukowane w odcinkach. Wcale nie była wymagająca, jak to jest normalne w starszym wieku. Była i zawsze będzie legendą rodziny”.

Adam Gostomski spisał swoje wspomnienia z młodych lat pod koniec życia, w latach osiemdziesiątych. Pisał z pamięci, siłą rzeczy fakty i daty nie zawsze są w nich ścisłe. Sąsiadów Meyerholdów nazwał Reicherami. Nie mógł pamiętać, że jego ojciec projektował budowę oficyny, która powstała przed jego urodzeniem. Zwraca też uwagę, że pisze o ojcu jako o właścicielu domu. Małżeństwo Gostomskich niewątpliwie nim współzarządzało, ale jak wynika z dokumentów, dom należał do babki, później matki, a następnie siostry Adama. I niech pozostanie w pamięci Sosnowca jako dom Porębowiczowej.

Anna Engelking, praprawnuczka Anny Porębowiczowej

konsultacja: Ryszard Engelking, prawnuk

wstęp: Anna Urgacz-Szczęsna

Dodaj komentarz